Od 12 marca w krakowskiej Fabryce na Zabłociu można oglądać Human Body Exhibition. Wystawie, ukazującej wspaniałą złożoność ludzkiego organizmu na różnych płaszczyznach, szybko przypięto łatkę „kontrowersyjna”. Głosy — zarówno entuzjastyczne, jak i krytyczne — wytworzyły wokół jej otwarcia typową medialną otoczkę. W niektórych kręgach wywołała obrzydzenie, oburzenie, strach. Twierdzono, że szokuje. Że została przygotowana bez poszanowania podstawowych zasad etycznych, ponieważ pochodzące z Chin eksponaty mogły zostać wypreparowane z osób skazanych tam na karę śmierci. Z drugiej strony na wszelkie sposoby reklamowano, zachęcano do zapoznania się z ekspozycją, całe miasto oblepiono plakatami. „To wystawa, która zmieni wasze życie” — deklarowali odważnie, chociaż bez pełnego pokrycia, organizatorzy.
Sam nie mam szczególnie bogatych doświadczeń w badaniu anatomii Homo sapiens. W ramach ćwiczeń z antropologii na studiach biologicznych pół wieku temu kroiliśmy poddane uprzednio konserwacji kończyny, jednak nigdy nie przeprowadziłem ani nie uczestniczyłem w pełnej sekcji zwłok ludzkich (co musi rzecz jasna przejść każdy porządny student medycyny). Prawdę mówiąc jako farmakologowi chyba zawsze było mi pod tym względem bliżej do szczurów.
Odwiedzenie Fabryki uznałem za sprawę ważną. Poza możliwością zobaczenia tego, czego na co dzień nie widuję, była to także okazja do zweryfikowania niektórych, delikatnie mówiąc nieprzychylnych wydarzeniu opinii (z silnym podejrzeniem, że wielu oburzonych komentatorów wystawy nie widziało i tworzy teksty tylko na podstawie własnych wyobrażeń).
Wystawa zrobiła na mnie jak najlepsze wrażenie. Przygotowana z dużą skrupulatnością i rzetelnością, chociaż dla osoby mającej jakie takie pojęcie o anatomii nie wprowadza niczego rewolucyjnego (technika, którą posłużono się przy procesie konserwacji ciał też nie jest najnowsza, została opracowana już w drugiej połowie lat 70.), znakomicie realizuje aspekt dydaktyczny. Nawet dla człowieka takiego jak ja, o którym niektórzy sądzą, że wie wszystko (jak widać błędnie) jest to fascynująca lekcja, nie wspominając o osobach bardzo powierzchownie zapoznanych z anatomią człowieka.
Nie wszystkim jednak idea Human Body Exhibition się spodobała. Najwięcej głosów oburzenia słychać było ze strony konserwatywnej prawicy. To duchowi spadkobiercy tych, którzy żądali kary śmierci dla przeprowadzających sekcje, motywując to faktem, że ciało ludzkie jest świątynią Ducha Świętego, a takiej świątyni profanować nie wolno. Do tej grupy publicystów przynależy na przykład Arkady Saulski, który w tekście „Pornografia śmierci” na portalu wpolityce.pl opiniował:
Wystawa z całą pewnością nie ma służyć edukacji — przecież by badać ludzkie ciało nie potrzeba rzeczywistych ludzkich zwłok. Technika poszła do przodu i w samym Internecie można posiąść niezwykle kompleksową wiedzę na ten temat, również anatomiczną, z wykorzystaniem dokładnych wizualizacji, opisów i grafik.1
Cały tekst sugeruje, że autor nie zwiedzał wystawy. Po muzeum przemieszcza się w niewielkich grupach, a całość ekspozycji mieści się w kilkunastu salach. W każdej z sal znajduje się kompetentna przewodniczka, nawiązująca dialog ze zwiedzającymi, odpowiadająca na pytania. Jej obecność eliminuje też efekt sensacji — nikt ze zwiedzających, wśród których byliśmy, nie zdradzał objawów podniecenia, natomiast wiele osób zadawało dociekliwe pytania. Odpowiedzi, w świetle mojej wiedzy, były kompetentne i wyczerpujące. Co do pomysłu wykorzystania nowych technik — oczywiście, że możemy zgłębiać najróżniejsze tajemnice nauki z pomocą cyfrowych wizualizacji. Będzie to znacznie bardziej efektywne niż wkuwanie samych pojęć z książki, gdyż mózg ludzki ma tę skłonność, że łatwiej jest mu kodować dane, gdy do suchych faktów zostanie dodana unaoczniające je w jakiś sposób grafika, obraz. Jednak bezpośrednie zetknięcie z eksponatem, zobaczenie go na własne oczy, poczucie rzeczywistości tego, co badamy, a także bezpośredni kontakt z przewodnikiem — da efekt jeszcze lepszy, pozwoli przyswoić więcej informacji. Z tych samych powodów chodzimy do muzeów oglądając oryginały dzieł wielkich mistrzów, a nie poprzestajemy na reprodukcjach.
Ekspozycję krytykowały też inne media; Agnieszka Sabor w katolickim, acz dość liberalnym jak na swoje możliwości „Tygodniku Powszechnym” pisała tak:
Nie oszukujmy się — przedsięwzięcie ma charakter cynicznie komercyjny. I to w najgorszym guście. Jak oceniać fakt, że zwłoki zostają sprowadzone do funkcji cyrkowego gadżetu? Jego promotorzy powołują się na fakt, że w ciągu stuleci ciało było obiektem badań lekarzy, którzy zgłębiali jego tajemnice podczas operacji i autopsji. No tak, ale w Fabryce lekarzy raczej nie spotkamy. Raczej tych, którzy spragnieni są sensacyjnego widoku ludzkiego wnętrza.2
Po pierwsze — to, co oglądałem nie było z pewnością cyrkowym gadżetem. Jeżeli pani Sabor pisała swój tekst po oglądnięciu wystawy, to mamy bardzo różne wrażliwości. Wśród zwiedzających, których zachowanie również nie świadczyło o tym, że traktują eksponaty jak “gadżety”, również przeważać będą rzeczywiście laicy (bo lekarze anatomię już znają), ale laicy zainteresowani poznaniem świata, a ponadto — jak wspomniałem — po każdej sali z dużym entuzjazmem i zaangażowaniem oprowadzi nas młoda, inteligentna studentka, zazwyczaj po czwartym albo piątym roku medycyny, która wyjaśni co przedstawiają eksponaty i zgłębi niuanse poszczególnych obiektów, utrzymując wciąż żywy kontakt z publiką. A co do osób — jak to ujęła autorka — „spragnionych sensacyjnego widoku” — nie zaobserwowałem ich w Fabryce. Ludzie raczej w skupieniu słuchają, oglądają, czytają opisy, zadają pytania — dociekają wiedzy. Coś z tego w głowach zostaje. Nawet jeżeli niewiele faktów, to przynajmniej świadomość i w miarę realne wyobrażenie o samych sobie. Fakt, że wystawę większość zwiedza przez ponad dwie godziny świadczy dobitnie, że nie o sensację tu chodzi.
Co do ostatniego, najbardziej podbijanego przez przeciwników wystawy argumentu, odwołującego się do kwestii etycznych — niewiadomego pochodzenia ciał i oskarżeń, że zostały one “zabrane wbrew woli”, “wypreparowane z osób skazanych na śmierć przez chiński wymiar sprawiedliwości” albo że “udostępnienie ich przez rodziny było ostatnią deską ratunkową na przeżycie” (lepiej byłoby, żeby nie przeżyli?) — czy autorzy takich stwierdzeń uważają przypisywanie rzekomej winy za w pełni etyczne, jeżeli nie posiadają żadnych na nią dowodów, a swoje słowa opierają jedynie na spekulacjach? Można nie wierzyć w wyjaśnienia przewodników (a pytani są o to dość często), ale swoje oskarżenie trzeba jakoś poprzeć.
Chociaż w krajach Europy stosunek do ludzkiego ciała i zwłok jest inny, bardziej emocjonalny niż na Dalekim Wschodzie, wypadki zapisywania zwłok dla celów dydaktycznych zdarzają się i u nas, chociaż nie są zbyt częste. Przypomnijmy sobie „Istnienie” Marcina Koszałki – wielki film, którego fabuła to właśnie rozważania starego, zbliżającego się do końca życia aktora, który postanowił, że po śmierci jego ciało nie powinno pójść na marne, ale właśnie służyć studentom medycyny do nauki. Ciekawe były zdarzenia towarzyszące realizacji dzieła. Po nagłej śmierci kierownika Katedry Anatomii w Uniwersytecie Jagiellońskim (Kraków był jedynym miastem, w którym w jednej uczelni ponownie zespolono odcięte od siebie przez komunistyczne reformy studia medyczne i ogólnouniwersyteckie), jego następca odmówił reżyserowi kręcenia filmu w pomieszczeniach Zakładu Anatomii, motywując to właśnie względami etycznymi (różni ludzie różnie wyobrażają sobie etykę). Od katastrofy, jaką byłoby niezaistnienie tego naprawdę znaczącego obrazu, kulturę polską uratowała opinia najwyższego polskiego autorytetu etycznego w zakresie medycyny, nieodżałowanego profesora Kornela Gibińskiego. Kraków nie ustąpił, ale film dokończono na Uniwersytecie Medycznym w Katowicach, a sceny prosektoryjne nakręcono w znacznie racjonalniejszej Pradze.
Aby podsumować: śmierć, niezwykle ważny element naszego życia, przez większą część historii ludzkości był oswajany, i chociaż nie tracił elementu grozy, nie był tematem tabu. Druga połowa XX wieku to okres „zamiatania śmierci pod szafę”. Tendencję tę przewidział juź Aldous Huxley w „Nowym Wspaniałym Świecie”. Ale powoli następuje powrót do korzeni. Tak, jak zachęca się matki do rodzenia w domu i obecności ojców przy porodzie, coraz częściej zachęca się do stawienia śmierci czoła, a zwłaszcza żegnania się z osobami odchodzącymi na zawsze i towarzyszenia im w chwilach przejścia. Zapoznawanie się z funkcjami ciała i racjonalny stosunek do szczątków ludzkich (za mojej młodości w każdym gabinecie przyrodniczym w lepszych szkłach średnich, a nawet podstawowych, był ludzki szkielet, i nikomu to etyki ani moralności nie psuło), co między innymi oferuje Human Body Exhibtion, też wpisuje się w tę próbę oswajania śmierci. Jest to próba ważna, gdyż oswojenie śmierci umożliwia refleksję nad nią, a refleksja nad śmiercią jest równocześnie konieczną refleksją nad życiem i wyborem sposobu na życie.
Human Body Exhibition: 12 III — 3 XI 2013 w Krakowie, 2 V — 13 X 2013 w Gdańsku.
Piśmiennictwo
- Arkady Saulski: Pornografia śmierci. “Czy te dzieci także, przed śmiercią, podpisały stosowne oświadczenie pozwalające na wykorzystywanie ich ciał?”, 7 maja 2013, wpolityce.pl.
- Agnieszka Sabor: Barbarzyństwo, “Tygodnik Powszechny” Nr 14 (3326), 7 kwietnia 2013.
